PSZCZÓŁKI – 28.05.2016

Spotkanie z Sebastianem i Kapim, zapada decyzja, że bierzemy udział w profesjonalnych wyścigach organizowanych przez Polski Związek Motorowy.

Słowo się rzekło. Plan suma sumarum nie wydawał się jakiś mega ciężki, bo zakładał zdobycie licencji, zdanie egzaminu oraz dojechanie do mety…
Na żadne miejsca w czołówce nie liczyliśmy, bo nasze motocykle to seryjne maszyny bez błotników oraz dodatkowych elementów wyposażenia 🙂 Niby łatwo, ale czasu mało, a trzeba przygotować dwie maszyny. Jedna dla mnie, druga dla Mateja..Jakieś 5 dni przed wyścigami:

Wypełnianie papierków:

No to lecimy z koksem:

Zakup maty pod motocykl, najtańsza wykładzina z marketu budowlanego 🙂

Na miejsce wyścigów pojechaliśmy już w piątek, ponieważ wykupiliśmy sobie dostęp do treningu 🙂
Szybkie rozbicie naszego stanowiska w parku maszyn:

No i trening:

Z godziny na godzine jazda szła nam lepiej, pierwsze przytarcie tłumika i mega uśmiech na twarzy!
Nabraliśmy trochę wprawy, za bardzo przeceniłem możliwości swoje oraz motocykla i tego samego dnia zaliczyłem glebę.
Wchodząc w zakręt za mocno się wyłożyłem i przytarłem tłumikiem. Wyrzuciło mnie przez kierownice i upadłem obijając sobie dośc poważnie bark oraz kolano…
Tym samym nabrałem ponownego respektu do maszyny i swoich możliwości!

Kapiemu urwała się prowadnica zmiany biegów i na szybko wykombinowaliśmy patent:

Po treningu pełnym wrażeń udaliśmy się na integrację z zawodnikami oraz poszliśmy spać…

Dzień wyścigów! 8 rano egzamin, później ostatnie przygotowania motocykli oraz badanie techniczne

Całą noc prawie zwijałem się z bólu, bark dawał o sobie znać. Mocno potłuczony. Pojechałem po wspomagacze:

Patrząc na przygotowanie innych motocykli zacząłem się zastanawiać co ja tutaj robię 🙂
Moja i Mateja wueska była fabrycznym sprzetem, nie wspominając o oponach, które bardziej nadają się na drogi gruntowe, niż profesjonalny tor wyścigowy!
O wydechu, który tarł na prawie każdym zakręcie nie będę wspominał…! No cóż najsłabsze maszyny nie oznaczają najsłabszych czasów 🙂

Pierwszy oficjalny trening z pomiarami czasu:

Stres oraz nerwy z minuty na minute większe…
Ostatni trening kwalifikacyjny (od wyniku czasu zależy pozycja startowa).
Emocje tak duże, że nawet nie czułem, że mam kontuzję barku!
Mateja ulubione powiedzenie „Ogień na tłok” wzieliśmy sobie do serca…
Sami byliśmy zdziwieni swoimi czasami!
Z tego miejsca pozdawiam dwóch braci, którzy na tych CZtach po prostu miażdżą system! Ich przewaga czasowa jest naprawdę kolosalna!
Dla nas zejście poniżej minuty było naprawdę wyczynem:

Za 15 minut start wyścigu i mega ulewa. Czemu zawsze nam wiatr w oczy?!

No cóż trzeba jechać…
Na szybkości założyliśmy przednie błotniki, aby w ogóle coś widzieć (tak Matej wiem, miałem nie brać bo po co :P).
Startowałem z 7 pozycji, Kapii z 8, Matej z 9.
Serce wali, mokra nawierzchnia potęguje strach.
Cóż robić, jechać trzeba, musimy zaliczyć 75% wyścigu, bo bez tego nie zdamy egzaminu praktycznego i nici z naszej licencji.
Ruszyliśmy!
Pierwszy zakręt przed którym miałem największy respekt (dzień przed zaliczyłem tam wywrotkę), ostrożnie wszyscy się pchają, Kapiii wystrzelił jak z procy, drugi zakręt Kapiii leży :D, Matej mnie wyprzedza bokiem, patrzę kątem oka czy Kapii żyje, ale podnosi maszynę jest GIT!
Jadę!!
Wyprzedziło mnie jeszcze z 3-4 zawodników…
Ciśnienie wzosło jeszcze bardziej, myślę sobie, no kur*** chociaż Mateja muszę wyprzedzić…
No i pełen ogień!
Asfalt mokry, cały czas w myślach „AudioBas tylko się nie wypier***…!”
Wyścig 12 okrążeń z tego wszystkiego już się pogubiłem na której pozycji jadę (w wyścigu brało udział kilka klas), ale to nie miało już znaczenia, starałem się wyprzedać wszystkich przed sobą 😀
Naprawdę ciężko ogarnąć to wszystko na raz, parę maszyn odpadło bo stoją na poboczu, innych zacząłem dublować, zastanawiam się ile jeszcze tych okrążeń – normalnie masakra!
Widzę przed sobą dwie wspomniane wcześniej CZty, adrealina wzrosła już chyba do 1000%, wychodze z zakrętu kibice machają, widzę Sebę, który pokazuje, że jest dobrze, odkręcam manetę gaz na maxa, zakręt redukcja biegów, wszystko, aż piszczy, zgrzyta, trzęsie się, radocha nieziemska wyprzedziłem CZtki, które byli dla mnie nie do pokonania! Odcinek prostej, widzę flagę oznaczającą koniec wyściugu… Zawodnik z przodu unosi ręce do góry, ja w sumie też 😛 (chyba taki odruch bezwarunkowy)
Ufff udało się!
Patrzę za plecy widzę jedzie Matej, Kapiii – rewelacja plan wykonany! Dojechaliśmy!
Zjeżdżam do parku maszyn, patrzę na wyniki i sami zobaczcie:

Ukończyliśmy wyścig!
W ogólnej klasyfikacji miałem miejsce II, Matej V!
Kapiii w swojej klasie również II pozycja 🙂
Został nam tylko jeszcze Seba, który właśnie wyruszał do wyścigu:

Seba ukończył wyścig również na II pozycji :)Oficjalne rozdanie pucharów i mega, mega radocha!

PODSUMOWUJĄC

Jak wiecie na motocyklach WSK zwiedziliśmy sporto świata, w życiu doświadczyliśmy dużo ciekawych emocji oraz chwil.
Z czystym sumieniem namawiam do brania udziału w takich imprezach, bo na brak wrażeń nie można narzekać!
Nawet doświadczeni zawodnicy, mówili, że przed każdym startem ta adrealina jest i będzie…
I nie patrzcie na to, że nie macie szans lub, że wasze motocykle nie dadzą rady!
Jak widać nie trzeba mieć super podtuningowanej maszyny, aby wywalczyć puchar 🙂
Za miesiąć kolejne zmagania! Wiemy co poprawić, na co zwrócić uwagę, będziemy walczyć dalej!

Do zobaczenia na starcie!